5 lipca 2020

TAJSKI POLONEZ

Polskie samochody spotkane na drugim końcu świata są dla nas czymś wyjątkowym. Fotografie kubańskich Maluchów, amerykańskiej Syreny, czy Dużych Fiatów Pickup spotkanych na greckiej prowincji często urastają do rangi sensacji. A co powiecie na tajskiego Poloneza, przywiezionego do Wielkiej Brytanii? Oto historia Bena Cattona, miłośnika samochodów spod znaku FSO.






Mieszkający w Wielkiej Brytanii Ben w szczególny sposób upodobał sobie polską motoryzację. W swojej kolekcji miał już Polonezy Caro oraz Trucka. Wciąż jednak brakowało mu Borewicza, którym mógłby od czasu do czasu sobie pojeździć. Problem jednak w tym, że egzemplarze oferowane w Anglii nadawały się do remontu (o ile jeszcze dało się coś uratować), więc z biegiem czasu teren poszukiwań został rozszerzony o inne kraje, do których eksportowano Polonezy z kierownicą po prawej stronie. Niestety na Cyprze czy Malcie nie było niczego, czym można by się zainteresować.

Skoro Europa jest za mała, warto rozejrzeć się dalej. I tak Ben coraz śmielej zaczął spoglądać w stronę Tajlandii. O pomoc zwrócił się do Thai car hunter - firmy na facebooku pomagającej wyszukiwać samochody w Tajlandii - skąd otrzymał kontakt do Chrisa, Brytyjczyka mieszkającego tam już na stałe. Zadanie nie należało do najłatwiejszych. Jednak po paru miesiącach Chris przesłał ofertę żółtego Poloneza: klasyczny Borewicz w dość dobrym stanie, a pod maską.. silnik z Mitsubishi!






Ten ostatni element - jak przystało na kolekcjonera klasyków - byłą bardziej wadą niż zaletą. Zresztą i tak po kilku dniach auto zmieniło właściciela, więc dylemat rozwiązał się niejako sam.

Jak to mówią na dobre potrawy czeka się długo i po kolejnych miesiącach poszukiwać trafił się jeszcze jeden - tym razem w pełni oryginalny Polonez. Egzemplarz na nowego właściciela czekał w Bangkoku, zaś transakcja zakończyła się sukcesem, z ostateczną ceną 1100 Funtów Brytyjskich. 






Co ciekawe samochód ma klimatyzację!




Według dokumentów auto jest z rocznika 2526, co odpowiada naszemu 1983. Jednak sądząc po numerze nadwozia  AB-0066063, ten egzemplarz prawdopodobnie wyprodukowano dwa lata wcześniej.



Ben osobiście sprowadził Poloneza do Europy. Najpierw auto wymagało kilku napraw jeszcze na miejscu, potem załatwianie dokumentów eksportowych, by ostatecznie odbyć 6-tygodniową podróż morską z nowo nabytym Borewiczem. Co ciekawe transport kosztował więcej niż auto - 1500 Funtów Brytyjskich!





Import nie przeszedł niezauważony przez naszych rodaków. Podejrzewano, że to import z Japonii



Pierwszą przygodę z samochodem Ben przeżył już po zejściu (zjeździe) na ląd w deszczowym Southampton: nie zadziałał mechanizm wycieraczek, co prawdopodobnie było efektem długiej morskiej podróży (zaśniedziały bezpieczniki). 

Biały Borewicz do dziś jeździ na brytyjskich drogach, a jedynie wtajemniczeni znają jego historię.



Z drzwi zniknęły japońskie napisy (lokalny "tuning" poprzedniego właściciela). Tajski Polonez oprócz niemal codziennych przejażdżek jest częstym gościem spotów organizowanych przez miłośników FSO, zaś jeśli chodzi o serwis, to tylko w klubowym warsztacie.

Ten Polonez Caro należy do przyjaciela Bena - Jordana Jurgielsa

Autorem zdjęć jest bohater naszej historii - Ben Catton






5 komentarzy:

  1. A ja kupiłem od Ben'a Fiata 125p kombi ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna historia! Niestety podczas pobytu w Tajlandii nie spotkałem żadnego Poloneza :(

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mu sorzedałem zgnitą samare podpicowana szpachlami i to grubo. Oddał on ja na złom.

    OdpowiedzUsuń