Właśnie wróciłem z krótkiego urlopu, podczas którego była okazja do odwiedzin w muzeum Skody w Mlada Boleslav. Byłem już w muzeum Porsche w Zuffenhausen (gdy te jeszcze mieściło się w takim nieco większym garażu) i wielokrotnie złożyłem wizytę w muzeum Tatry w czeskiej Koprzywnicy. Ssanie do zobaczenia dziedzictwa Skody było tym większe, że napatrzyłem się już na eksponaty w oryginalnych albumach jakie do tej pory otrzymywałem drogą pocztową z Mladej. Zobaczyć te wszystkie prototypy, tego Wampira z Feratu, prezydencką Skodę VOS czy terenową Babetę – to jest coś!
Z Polanicy Zdroju do Mlada Boleslav jest coś trochę ponad 130 km. W ramach gry wstępnej przed właściwym obcowaniem ze Skoda wybrałem trasę drogami o jak najniższym standardzie, bo tylko tam jeszcze można spotkać stare Skodovki wciąż utrzymywane w stanie pełnej gotowości.
Jadąc od strony Jicina (tak, tego od Rumcajsa) fabryka wraz z muzeum znajdują się na początku miasta - drogowskazy bez problemu doprowadzą przed samo muzeum. Tuż obok znajduje się firmowy salon Skody, choć szkoda, że w soboty akurat zamknięty. Ale w gruncie rzeczy przyjechałem przecież oglądać stare Skody, więc kwestie prospektów odpuszczam. Najprzyjemniejsze przecież miało dopiero nadejść!
Jako, że na miejsce dotarliśmy w porze obiadowej zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w przymuzealnej restauracji Vaclav. Menu skromne, ale tak dobrej ryby, tak dobrych knedli nie jadłem nigdzie indziej. Nie jestem co prawda jakimś kulinarnym znawcą, ba!, nawet nie przyszło mi do głowy sfotografować talerza z jedzeniem, ale do tej pory jestem pod wrażeniem tych doskonałych potraw.
Ściany restauracji przyozdobione oryginalnymi zdjęciami Skód sprzed lat, kącik dla dzieci. No właśnie, przed wyjazdem na stronie Internetowej wyczytałem, że muzeum przygotowane jest także na wizytę najmłodszych. I faktycznie w samej części muzealnej wygospodarowano miejsce, gdzie maluchy mogą pojeździć na jeździkach, pokolorować obrazki itp. Wstęp dla nich jest bezpłatny (dzieci do 6. roku życia). Bilety też dość ciekawie rozwiązano: każdy dostał inny
No to co, zwiedzamy? W zasięgu wzroku jedna sala, za recepcją druga. O następne zapytam się później. Pierwsza sala to 2 rzędy ustawionych kilku modeli i motocykli. Pod oknem silniki i ich elementy, po przeciwnej stronie... regał z kolejnymi eksponatami
Pilnując dzieciaki można przejrzeć sobie także aktualnie wydawane książki
Na 4-poziomowym regale umieszczono kolejne eksponaty, choć mam wrażenie że trochę przypadkowo. Między modelami produkcyjnymi z różnych lat 2 prototypy. Zwiedzanie ułatwia platforma umieszczona na poziomie najwyższej półki
Koledzy jako pierwsze auto mieli malucha, ja miałem Skodę Rapid!
Czasem przydałaby się lornetka...
Sala pierwsza zaliczona. Przechodzimy do tej za recepcją. Tu samochodów mniej, ale za to są gabloty z różnymi pamiątkami historii firmy.
Dla mnie najciekawszym, a zarazem jedynym wartym pomacania eksponatem była Skoda 200 RS
Jeśli chodzi o prototypy, na które tak liczyłem to oprócz tych z pierwszej sali było jeszcze parę... w skali 1:10
A gdzie reszta? "A tak, proszę jeszcze iść tam, potem w lewo i schodami do góry"
Po obejrzeniu "aż" 3 eksponatów trafiliśmy jeszcze do sali prezentującej poboczną działalność muzeum: renowacja pojazdów
Na poddaszu ostatnią salę poświęcono wystawie Czeskiego Betlejem: rzeźby prezentujące historię tego kraju
I.. to by było na tyle. No to może chociaż gadżety na poprawę humoru? W muzealnym sklepiku można nabyć książki, modele, pocztówki, a nawet czekoladę ze Skodą na opakowaniu.
W ramach wizyty, można było otrzymać aktualny numer gazetki firmowej i kilka ulotek (niektóre także po polsku!)
Ani Babety, ani Wampira, ani innych smaczków, które przecież widziałem w książkach z muzeum! Gdy słyszę pytanie "i co, podobało się?", od razu przed oczami mam Cezarego Pazurę opowiadającego o swoim idolu - Janku z Czterech Pancernych:
Wyobrażałem sobie w swej dziecięcej wyobraźni, że Janek mnie weźmie na kolana i powie: „Cześć Czarku, fajnie że przyszedłeś. Może chcesz przymierzyć hełmofon?”. Nie mogłem spać, tak to przeżywałem. Ciągle śnił mi się Janek, hełmofon, znowu Janek, Szarik i znowu hełmofon. Wreszcie rano tata wsadził mnie do kosza na kierownicy roweru i pojechaliśmy. Jak było? Tłum. Po prostu nieprzebrane mrowie. Jak wjechały czołgi, to ludzie rzucili się na nie z młotkami i zaczęli tłuc. Do dzisiaj nie wiem, o co w tym chodziło. Sprawdzali, czy są prawdziwe? Dla mnie to był całkowity szok. Zdołałem zdobyć odcisk łapy Szarika, a tata załatwił mi podpis od Grigorija. To jednak nie było to. Przecież chciałem Janka. Tego najważniejszego. I nagle marzenia jakby się spełniły. Staliśmy przy takich płotkach, które ustawia się w zimę na polach, żeby dróg nie zawiał śnieg, a z daleka nadchodził Janek i tłukąc hełmofonem po oficerkach, spierał się z jakimś facetem. Być może był to kierownik produkcji, który nie wypłacił kasy na czas? Licho wie. Dla mnie liczył się tylko Janek. Przelazłem więc przez płotek i podskoczyłem do swojego bohatera ze słowami: „Janku, Janku drogi, czy mógłbym cię prosić o autograf?”. A on po prostu ryknął: „wypierdalaj” i poszedł dalej. Nawet nie spojrzał.
Cóż, może albumami wyrobiłem sobie zawczasu już obraz muzeum, może gdybym nie widział wcześniej muzeum Tatry (tam jest dosłownie wszystko!), wrażenia może byłyby bardziej łaskawe. Za to ryba była wyśmienita! Ale, żeby jechać do niej ponad 2 godziny...?
Pełny tekst wywiadu z Cezarym Pazurą: http://wywiadowcy.pl/cezary-pazura/
Piękne okazy! :D
OdpowiedzUsuńJa na szczęście nie oglądałem żadnych wydawnictw o tym muzeum, za wyjątkiem krótkiego artykułu w Classic Auto. Dlatego byłbym nawet zadowolony z takiej wizyty. Uważam tylko że regał z autami to poroniony pomysł. Po co? Dla kogo? Jak?
OdpowiedzUsuńPotwierdzam. Rozczarowanie było tym większe że ja nie załapałem się na rybę:) Za to żona była zadowolona bo naprzeciwko jest centrum handlowe. A tak poważnie, rzeczywiście bardzo skromne muzeum, trzeba być zapalonym fanem marki żeby spędzić tam dwie godziny. Polecam jako przerwę w podróży czyli przy okazji. Niestety, ja specjalnie wygospodarowałem jeden dzień podczas zeszłorocznych ferii zimowych w Karpaczu licząc na więcej wrażeń. Muzeum firmy TATRA jest zdecydowanie bogatsze w eksponaty - oprócz sporej liczby osobówek z różnych okresów produkcji są ciężarówki, samolot, pociąg a nawet lodówki tej firmy:) - a także bardziej pomysłowe i treściwe. Nawet sklepik z pamiątkami jest fajniejszy. Warto tam wracać tak jak do muzeum Alfa Romeo które stosunkowo niedawno temu otwarto po remoncie a które odwiedziłem w zeszłym miesiącu. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Polecam absolutnie każdemu nie tylko fanom marki.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog panie Kubo:) Udzielam się pierwszy raz ale często odwiedzam. Pozdrawiam