3 grudnia 2016

PROSPEKTY I ZESZYTY

Nie będę Was zanudzał o tym jak ciężko kiedyś było – przecież sami wiecie, bo pewnie oglądaliście te dwadzieścia osiem filmów, które o tym mówią.










Ale coś jednak powiedzieć muszę; już od szkoły podstawowej prospekty samochodowe ,to było naprawdę coś. Pamiętam jak gdzieś w siódmej, może ósmej klasie kolega przynosił ich do klasy całe naręcza (zapewne ktoś z rodziny przysyłał/ przywoził z Zachodu) i rozdzielał według sympatii jaką żywił do poszczególnych kolegów. Bardzo wtedy chcieliśmy być jego bliskimi kumplami.

W szkole średniej sytuacja uległa zmianie; oto w pierwszej klasie liceum pojechałem do Włoch na tzw. wymianę szkolną, ale we Włoszech jeśli chodzi o prospekty nie wydarzyło się nic szczególnego z jednej przyczyny - nie miałem kompletnie na to czasu, byłem pochłonięty moim pierwszym kontaktem z tym egzotycznym wtedy dla mnie krajem oraz szlifowaniem języka. Za to na powrocie zatrzymałem się na kilka dni u znajomych w Wiedniu i tam wprowadziłem w czyn to o czym marzyłem przez tak wiele lat; udać się do salonów samochodowych różnych marek i wejść w posiadanie jak największej liczby katalogów i prospektów, licząc jedynie na siebie, a nie na czyjąś sympatię, jak to miało miejsce w podstawówce.

Tak oto wsiadłem w tramwaj i rozpocząłem swoją podróż po zupełnie mi obcym mieście w poszukiwaniu autohausów; nie miałem żadnego planu ani mapy, wysiadałem na przypadkowych przystankach i w zasadzie bez trudu napataczałem się na różnego typu salony. Z tej wyprawy zapamiętałem dwa spotkania; pierwsze, które miało miejsce w niewielkim salonie nissana, gdzieś w środku miasta. Wchodzę do środka i staję twarzą w twarz ze sprzedawcą, który pyta, w czym może mi pomóc. Nie miałem gotowych odpowiedzi, ale dość łatwo przyszło mi do głowy coś co kompletnie nie miało związku z rzeczywistością, a mianowicie to, że oto mój tata, który nie wie co z forsą robić rozważa zakup nowego samochodu właśnie za granicą, bo u nas oferta ciągle bardzo słaba (był rok 1987). Konwersację prowadziłem w języku, którym w owym czasie władałem najlepiej, czyli we francuskim, co dodawało całej sprawie odpowiedniego entourage’u.

Kolejne spotkanie, które zapadło mi w pamięci odbyło się w salonie mercedesa. Ogromny, bogaty, i onieśmielający mnie, wtedy paronastoletniego chłopaka, który wyrwał się na chwilę w rodzimej siermięgi. Wszedłem, pokręciłem się, zwróciłem na siebie uwagę sprzedawcy, który podszedł do mnie i zaczął mnie o coś pytać. Niestety moje próby podjęcia z nim dialogu w języku francuskim zakończyły się telefonem do jego koleżanki piętro wyżej:

Przypuszczalny ich tok rozmowy przebiegał następująco:

- Ty, bo jest tu taki jeden, chłopak jakiś, kręci się, nie wiem o co mu chodzi, a bełkocze do mnie po francusku, a ty coś tam parle-parle, to zapytaj o co mu chodzi .

Po krótkiej chwili telefon trafił w moje ręce a damski głos w słuchawce zapytał:

- Alio, że o so panu chozi?

- Bonjour, ja mam taką koleksją tych no, des prospects de voitures i chciałbym ją móc uzupełnić prospektami z waszej aktualnej gamy.

- Ah oui, pan mie da tego pana.

I znowu odbyła się krótka rozmowa między pracownikami salonu, w efekcie której wyszedłem z papierowym kompletem wszystkiego co oferował mercedes w swojej gamie modelowej roku 1987.

I tu w zasadzie historię można by zakończyć. Po powrocie katalogi zostały zamienione na inne fanty, rozdane, lub sprzedane, ale kilka z nich, a konkretnie niektóre ich fragmenty zachowały się u mnie do dziś w formie okładek na zeszyty szkolne. Było w zeszytach i w ich okładach zawsze coś przygnębiającego, zatem prospekty samochodowe stały się takimi wizualnymi czaso-umilaczami, odskocznią od lekcyjnego kieratu; wodziły moje myśli na manowce zadając mi jedno pytanie: czy kiedykolwiek będzie mnie stać na któryś z tych wozów?

Do dziś poszukuję odpowiedzi na to pytanie!


















To jest wpis przesłany na konkurs dla Czytelników autoArchiwum
Autorem jest Maciej Dunin-Majewski


Partnerem konkursu jest Auto Świat Classic


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz