Pracując we Fiacie, moimi współpracownikami byli także ludzie pamiętający czasy FSM. Co więcej, jeden przesympatyczny kolega pracował w FSM od samego początku jego istnienia. Opowiadali wiele historii, które wtedy były normalne, dziś byłyby nie do pomyślenia. Ot zmiana czasów. Dziś jednak nie o tym.
Wszyscy ci ludzie mieli bardzo krytyczny stosunek do kwestii wykupienia FSM przez Fiat S.p.A. Dlaczego? Przecież być może to była jedyna okazja, dzięki której FSM nie podzielił losu FSO, a polskie Fiaty i Lancie, od niedawna Alfa i Jeep, podbijają świat. Krótki epizod zaliczyło też Innocenti (Mille), Ford (Ka), zaś polskie silniki napędzały także samochody koncernu GM. Co jak co, ale głowy do interesów Włochom odmówić nie można, choć tu wymagały nieco pomocy polskich polityków. Wszystkich, i tamtych sprzed upadku muru jak i tych potem.
FSM za pożyczone pieniądze jeszcze w czasach PRL rozpoczął budowę dwóch wieżowców oraz nową lakiernię. Żadnego z wieżowców nie dokończono (pozostały w stanie "szkieletora", zburzone w pierwszej dekadzie XXI w), lakiernia zaś nigdy nie miała szans na funkcjonowanie, ponieważ ulokowano ją nad samą rzeką Biała bez odpowiednich zabezpieczeń środowiskowych (ostatecznie ulokowano w jej halach magazyny części zamiennych). Także i licencja na Cinquecento za darmo nie była. Pieniądze pożyczył Fiat, gwarantem pożyczek był Skarb Państwa. Wszystkie te pieniądze trzeba było wydać, jakkolwiek. Gdy FSM tonął po uszy w długach, Fiat "odkupił" za bezcen cały kombinat ponad 20 zakładów FSM rozlokowanych w całej Polsce. W teorii wszyscy mieli być wygranymi: wraz z Fiatem miały przyjść nowe technologie, ludzie mieli perspektywę pracy w międzynarodowej ZACHODNIEJ korporacji, po przekształceniu w spółkę akcyjną, pracownicy mieli otrzymać akcje nowej firmy. Ba! Mówiono nawet, że od teraz będzie można z łatwością poznać na ulicy kto pracuje we Fiacie. Taki dobrobyt.
A jak wyglądało to w praktyce? Fiat sprzedał wszystkie zakłady dawnego FSM zostawiając sobie jedynie 2: Karoseria Tychy i zakład w Bielsku. Nowymi właścicielami pozostałego majątku FSM były zachodnie firmy, które później stały się kooperantami dostarczającymi komponenty do produkcji. To istotne z punktu widzenia pracowników, ponieważ umowa mówiła, że w ramach transakcji pracownicy otrzymają akcje z wartości majątku FSM S.A. pozostałego po całej transformacji, czyli ostatecznie do podziału zostały ośrodki wypoczynkowe (!) warte już niewiele... (karoseria Tychy i zakład w Bielsku były na minusie). W efekcie złoty interes zrobili tylko Włosi i to przy współudziale polityków obu opcji.
Swoje 3 grosze żalu wylał także dyrektor FSM Ryszard Dziopak w wywiadzie dla Auto Motor Sport. Rozmowa rzuca światło na tło sytuacji, w jakiej znalazł się FSM przed przejęciem przez Fiata, co można było zrobić, a czego nie zrobiono. Choć jest tu mowa o FSM i Fiat Auto Poland, wspaniale obrazuje cały przemysł motoryzacyjny w Polsce i jego zacofanie przez które nie był atrakcyjny już w czasach wolnego rynku. Było tak źle, że paradoksalnie przetrwały tylko zakłady, które oddano za "czapkę gruszek" dzięki czemu zachodni kapitał mógł je "poukładać" na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz