17 kwietnia 2015

SKANDYNAWSKIE POMYSŁY NA TANI SAMOCHÓD

W życiu pewne są tylko podatki i śmierć. Dlatego też od zarania dziejów ludzie chcą żyć jak najdłużej i płacić jak najmniej. I o ile można powiedzieć, że jakieś określone zachowanie jest specyficzne tylko dla określonej grupy ludzi, tak chęć nieśmiertelności oraz niechęć do podatków obserwujemy zawsze i wszędzie. Jedną z najbardziej dyskryminowanych przez fiskus grup są kierowcy - obkłada się ich podatkami właściwie już od wszystkiego. Wola przemieszczania się jest jednak bardzo silna i choćby nie wiadomo jakie działa fiskalne zostały wytoczone przeciw kierowcom, ci znajdą zawsze sposób by się im przeciwstawić. 


Ci z Was, którzy bywali na moim facebook`owym fanpage`u zapewne pamiętają krótką notkę o duńskich vanach. W Danii podatki od samochodów osobowych są niebotyczne. Jednak by wspierać przedsiębiorczość, samochody typu van obłożone są niższą stawką podatkową. Tę możliwość bardzo chętnie wykorzystują zarówno młodzi jak i emerytowani Duńczycy, którzy nie mają potrzeby nikogo wozić na tylnej kanapie, a samochód do przemieszczania się z punku A do punktu B jest im niezbędny. Kupują oni właśnie vany, a importerzy chętni zarobić każdy grosz oferują specjalne wersje swoich modeli. I tak chyba tylko w Danii możemy spotkać "ciężarowego" Mercedesa GL, czy A Klasę, Renault Captur czy nawet Forda S-Maxa. Oczywiście samochody te nie zobaczą pudeł pełnych towaru, tak jak współczesne SUVy nie dowiedzą się czym jest teren. Ale wcale nie o to chodzi przecież tu chodzi.

Kilka archiwalnych zdjęć prospektów duńskich vanów



Grafika okładki Mercedesa nie jest przypadkowa: białe tablice z żółtym paskiem są przeznaczone tylko dla samochodów firmowych, które mogą poruszać się po drogach tylko w określonych przypadkach (znów kolejne utrudnienie, by nie korzystać z nich jak z typowej osobówki). W razie czego z daleka widać wykroczenie. W czasach Polski Ludowej stosowano podobny patent: samochody państwowe miały tablice rejestracyjne z literą w miejscu ostatniej cyfry











Ale czy tylko Duńczycy mają problem z wysoko opodatkowanymi samochodami osobowymi? Oczywiście, że nie. Podobna historia jest również w Finlandii.

W 1962 roku fiński rząd uchwalił ustawę nakładającą bardzo wysoki podatek od samochodów osobowych. Samochody dostawcze obowiązywała wciąż niska stawka podatkowa, więc pomysłowi Finowie zaczęli importować samochody typu kombi, lecz w wersji van. Zasady były wówczas takie, że samochodem dostawczym nazywano taki, który miał wszystkie okna, ale był bez tylnej kanapy, lub miał tylną kanapę, ale zamiast tylnych okien była blacha. Jednak już po 30 000 kilometrów można było dodać kanapę lub wstawić szyby w miejsce blaszanych paneli (w zależności czego wcześniej brakowało w danym egzemplarzu),  a następnie zarejestrować auto jako osobowe.




Końcem lat 60-tych przepisy zaostrzono w efekcie czego nie było już możliwości przekwalifikowywania samochodu dostawczego na osobowy. Zmiany też dotknęły samą konstrukcję samochodu, w którym zamiast tylnej kanapy obowiązkowo miała być już drewniana podłoga, a prędkość maksymalna została ograniczona do 90 km/h (później limit zmniejszono do 80 km/h).



W latach 70-tych Finowie odkryli pickupy, a ulubieńcem młodzieży stała się Toyota 1000 Pickup, którą chętnie kupowano zamiast motocykla.



Nierzadko samochody te dekorowano na różne sposoby, np. „przebierając” auto za amerykańską flagę



Przez pewien czas model ten był najtańszym dostępnym samochodem na rynku, do czasu gdy fiński rząd kolejny raz nie zmienił przepisy określające czym jest samochód dostawczy. W myśl nowych zasad paka w pickupie musiała mieć co najmniej 180 cm długości. Między innymi dlatego fińskie Iże i Subaru z przedłużonymi pakami wyglądały nieco dziwnie. Przepis ten utrzymał się aż do roku 2010.

Elite Pick Up (tak nazywano Moskwicze w Finlandii) z normalną paką...



... i Elite Pick Up z przedłużoną paką po zmianie przepisów



Na przełomie lat 80-tych i 90-tych przez Finlandię przeszła kolejna fala pomysłów jak by tu tanio kupić swoje upragnione 4 kółka. W końcu znaleziono kolejną lukę w przepisach: samochód dostawczy to taki, który ma określoną wysokość dachu liczoną od podłogi. Na pierwszy ogień poszły Citroeny BX Break i Mitsubishi Space Wagon. Firmy dotychczas specjalizujące się w budowie łodzi brały na warsztat samochód, usuwano tylną kanapę, wycinano dach i naklejano wysoką nadstawkę wykonaną z tworzywa. Voila, BX Van i Space Wagon Van z mniejszym podatkiem.



W związku z tym, że przepisy nie wymagały by cała powierzchnia dachu była wysoka, można było część z nadbudówki wykorzystać np. jako schowek na narty.



Wciąż jednak można było pozostać wiernym samochodom typu pickup. Również i w tym zakresie pomysłowość Finów była godna podziwu. Kupowali oni bowiem prawie nowe Chevrolety Camaro lub Pontiaki Firebirdy montując w tylnej części długą (choć wąską) pakę.




Inne „amerykańce” też się do tego nadawały



W latach 80-tych znaleziono jeszcze jedną lukę w prawie: wymóg odpowiedniej wysokości dotyczył tylko pojazdów lżejszych niż 1800 kg, a co najlepsze doszukano się, że jednak wolno było zamontować z tyłu siedzenie, pod warunkiem, że było ono przewidziane jako tymczasowe. Siedzenie takie (trudno to nazwać kanapą) nie mogło być grubsze niż 5 cm, dlatego też z oryginalnego usuwano tapicerkę, gąbkę i w ich miejsce montowano cienką piankę obszywając całość zwyczajnym materiałem. Przyznacie, że nie było to zbyt komfortowe, ale chęć zakupu niedrogiego auta była silniejsza. Oczywiście wciąż obowiązywało ograniczenie prędkości maksymalnej samochodów dostawczych do 80 km/h!




W Chevrolecie Caprice tak rozwiązano kwestię 5-centymetrowej kanapy:



W tamtym czasie do Finlandii sprowadzono około 15 000 amerykańskich vanów, właśnie z przeznaczeniem to tej konwersji. Największym „producentem” tego typu pojazdów był Hatanpään Autokeskus. Chevy Starcraft bazowały na modelu Van/Astro i choć uchodziły za vany luksusowe, to tylna „kanapa” była równie niewygodna jak w zwyczajnych "antypodatkowych dostawczakach". Lukę w ustawie zlikwidowano 15 czerwca 1990 roku, ale jeszcze 2 lata później można było kupić „nowe” Starcrafty.



Wygodniej chyba jest już w miejskim autobusie...




A jak wygląda sytuacja dziś? Do całej zabawy dołączyło paliwo, jakim jest napędzany samochód, a na przegranej są właściciele samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Stawka za diesla to dziennie 5,5 centa za każde 100 kg samochodu osobowego i jedyne 0,9 centa za każde 100 kg dostawczaka. Wyjście? Demontaż tylnej kanapy i taka przykładowo Honda CR-V diesel staje się od razu bardziej przyjazna portfelowi kierowcy.


OK. Żeby trochę rozluźnić atmosferę, na koniec przygotowałem dla Was coś co koło oszczędności nawet nie stało: 2 fińskie prospekty wypasionych vanów

Baron Cruiser produkcji Hatanpään Autokeskus (rok 1990)






Starcraft















2 komentarze:

  1. Z chęcią bym nabył jedną z takich wizji Finów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chory kraj....
    Niestety u nas też za niedługo taki syf będzie. Tendencje są takie by suweren nie wozil doopy zadaszonym pojazdem tylko zamienił się w Chińczyka.

    OdpowiedzUsuń