12 sierpnia 2014

WSPOMNIENIE WAKACJI

Mój tegoroczny urlop to przejechane ponad 3900 kilometrów i spalone 287 litrów benzyny. W ciągu 9 dni odwiedziłem 6 krajów gdzie drogi i infrastruktura w każdym z nich jest nieco inna, savoir-vivre też wymaga przyzwyczajenia, a spotkane samochody to prawie kompletny przekrój europejskiej motoryzacji z ostatnich 20-30 lat. Dzisiejszy wpis to moje wrażenia z podróży uzupełnione fotkami tego, co udało mi się zaobserwować.

Na wstępie może parę ogólnych zdań na temat odwiedzonych krajów. Czechy właściwie nie różnią się od nas niczym. Podobnie jak Polska są na dorobku: dziurawe drogi przeplatają się z nowymi z nową infrastrukturą. 10-dniowa winieta w cenie 310 CZK pozwala przejechać kraj wszerz i wzdłuż jak się komu podoba. W Austrii jest bardzo podobnie, z tą różnicą, że sieć dróg i autostrad nadziana jest fotoradarami (stacjonarnymi i przenośnymi) jak dobra kasza skwarkami, a ograniczenia potrafią zmienić się nawet 3 razy na odcinku kilometra. W Niemczech póki co jest i tanio, i najbardziej przyjaźnie dla podróżnych. Najgorzej wspominam Włochy. Przejazd autostradami 600-kilometrowego odcinka kosztuje 52 euro, a rzadko rozmieszczone stacje benzynowe w większości powinny się nazywać SKM (Syf Kiła i Mogiła) podczas gdy litr benzyny kosztuje 1,85-1,99 euro (najdroższy jest Shell). Do Francji najlepiej zabrać spory zapas monet, ponieważ autostrady podzielone są na odcinki bramkami, na których płaci się głównie monetami, ewentualnie kartą płatniczą. Miasta usiane są rondami, a jazda na tzw. suwak jest tu codziennością. Francuską codziennością są też wszelkiego rodzaju uszkodzenia karoserii. Choć uważałem i na drogach i w ciasnych parkingach podziemnych, przywiozłem pamiątkę w postaci połamanego błotnika i mocowania zderzaka - ktoś na jednym z parkingów zatrzymał się na moim samochodzie. Miłym zaskoczeniem była atmosfera na ulicach kurortów. Nikt na nikogo nie trąbi, a włączenie się do ruchu nie stanowi problemu. Wszyscy są przyjezdni, na urlopie, więc nikomu nie zależy, by się spinać z powodu byle błahostki. A Monako? Pierwsze skojarzenia to same Rolls Royce`y, a ceny razy 2 albo i 3. Tymczasem jeżdżą tam również i zwyczajne samochody, a parking w ścisłym centrum jest tańszy od parkingu w Saint Tropez. 

Trasa wyglądała mniej więcej tak:



Jako, że byłem kierowcą nie zawsze była możliwość zrobienia zdjęcia. Pozostaje mi jedynie zachować w pamięci wiele napotkanych samochodów. Czasem jednak tak się szczęśliwie stało, że aparat był pod ręką, a i czas spędzony w korkach można było spędzić na wyszukiwaniu ciekawostek na drodze. Popatrzmy zatem co udało mi się uchwycić.

Niezależnie od kraju, autostrada to miejsce gdzie można spotkać wiele interesujących samochodów


Volkswagen Golf Country, a w środku kowboj jak z reklamy Marlboro



Alpina Roadster V8, czyli jeszcze rzadsze BMW Z8!



U nas wciąż jeszcze Transity popularnością ustępują VW Transporterowi, na Zachodzie jest już docenianym klasykiem



Karawana "Ogórków"





W kolejce do bramek: Brabus G-Klasse na rosyjskich tablicach...


... i Volkswagen Golf Cabriolet. Przed nim jechał "Garbus" Cabrio, lecz niestety aparat zbyt długo ustawiał ostrość



Westfalia Joker. Ciekawe czy we Włoszech też krzyczą "Patrz! Na czarnych!"



Tyrolskie klimaty





Szwajcarska precyzja: ograniczenie do 50 km/h, jedziemy 50. Ograniczenie do 30 km/h, jedziemy 30 i ani kilometra na godzinę szybciej



W miasteczkach Prowansji i na prowincji czas jakby się zatrzymał








W pierwszych dniach pobytu na Lazurowym Wybrzeżu cieszyłem się jak Chińczyk latarką gdy zobaczyłem Mini Moke na ulicy. Gdy jednak codziennie widywałem ich coraz więcej wydało mi się to już dziwne. Okazało się, że Mini Moke to fantastyczny gadżet, który Francuzi ściągają z całej Europy, restaurują i oferują turystom w wypożyczalniach. Jeden dzień kosztuje jedyne 149 euro





Francuzi zabytkami widać jeżdżą nie tylko od święta













Mini przy Jeepie wygląda jak zabawka




Zarówno w samym Saint Tropez jak i okolicznych kurortach równie popularne były też wszelkiej maści egzotyki. W tej skali porównawczej na Porsche właściwie nie zwracało się już uwagi, choć moją nie wiedzieć czemu przyciągały również i "zwyczajne" AMG. Oto paczka wybranych zdjęć egzotyków






Co za młodzież! Normalnie brak poszanowania dla jakichkolwiek świętości






Zielony Le Mans - najładniejszy kolor dla brytyjskiego auta








Tym pięknym Ferrari...


...przyjechała na zakupy matka z dwójką małych chłopców


A od tej młodej mamy też nie mogłem oderwać wzroku, nawet mimo tego, że zamiast Ferrari miała tylko rowerek...



Korek na nadmorskiej drodze prowadzącej do Saint Tropez trwał od rana do późnych godzin nocnych. Dziesiątki minut spędzonych w nim umilały raz po raz widoki niecodziennych aut. Szkoda, że nie zdążyłem uchwycić Astona Martina Virage oraz DB7 , czy Mercedesa SSK (chyba)




Abarth 695 Edizione Maserati






W języku hiszpańskim "pajero" znaczy nic innego jak "onanista". Dlatego też w niektórych krajach Mitsubishi nazwało swoją terenówkę Shogun


Jak już jesteśmy przy temacie - wiecie, że również w Hiszpanii Opel nie sprzedaje swojego najnowszego kabrioletu pod nazwą Cascada, leczy zwyczajnie Opel Cabrio? "Cascada" bowiem, znaczy tam nie tylko "wodospad", ale też określa jedną z pozycji seksualnych. Hiszpańska oferta Opla Cabrio -> TUTAJ

Jako, że korek trwał nieustannie 7 dni w tygodniu ze swoich praw chętnie korzystały służby mundurowe jeżdżąc wciąż na sygnale środkiem drogi. Początkowo jedynie mogłem się domyślać, że aż tylu wypadków i pożarów to chyba w okolicy nie ma, do czasu jak przyuważyłem wesołych strażaków odwożących do domu kolegę. Też na sygnale.

O, żandarmi! Ale uciekli...



Sporo było też i innych ciekawostek motoryzacyjnych












Jacht na kołach. Tak go zachwalał producent. Serio!



I wjeżdżamy do Monako. Małe księstwo słynące z tego, że jako raj podatkowy ściąga do siebie możnych tego świata. Popularna opinia o tym mini-państwie jest taka, że jest tu drogo ekskluzywnie i wszyscy wożą się samochodami z najwyższej półki. Tymczasem tak jak wspomniałem na początku, parking jest tańszy niż w Saint Tropez, a mieszkańcami są też zwyczajni zjadacze chleba. Oto krótka relacja z Monte Carlo:


Wjazd do centrum zajął jakąś godzinę



Ta skała to granica między Francją, a Księstwem Monako



W wielu miejscach Monte Carlo stoją pomniki przypominające o długiej tradycji wyścigów w tym mieście



Monte Carlo
 Sklep z prasą, pamiątkami i modelami. Ceny tych ostatnich potrafią zwalić z nóg. Ale ja się tam nie znam...










Linia startu/mety wyścigów F1


Siedziba Automobile Club de Monaco...






... i autoryzowany butik z pamiątkami. Jakieś 98% towaru to ubrania. Reszta to książki, programy minionych wyścigów (10 euro/szt), pocztówki i naklejki





Serwis Ferrari i Maserati






Sklep z pamiątkami dot. Ferrari i Formuły 1. Ciekawostką jest to, że w większości były to oryginalne pamiątki nawet sprzed kilkunastu lat, a nie ich repliki! Modele, książki, prospekty, plakaty, ubrania i wiele innych. Wewnątrz nie robiłem zdjęć, bo było mi już wystarczająco głupio po tym, jak chcąc krzyknąć szukającemu mnie ojcu, że tu właśnie wchodzę, nie skojarzyłem, że zdążyłem już otworzyć drzwi. Ależ musiało być echo w środku... Miny personelu i klientów bezcenne!



Z powodu ograniczonego miejsca ludzie mieszkają w gęsto pobudowanych wieżowcach i blokach, a ulice są w tunelach. Tu jeden z takich tuneli, a w środku jedno z wielu rond


Plan Monako - przerywana linia to sieć ulic, rond i skrzyżowań pod ziemią



A oto co jeździło po drogach Księstwa:

Straż pożarna

Autobus wycieczkowy










Ford Escort, dostawcze Piaggio, czy Citroen 2CV to też pojazdy zarejestrowane w Monako!





A co sobie do kolekcji przywiozłem? W butiku Automobile Club de Monaco kupiłem drobne pamiątki w postaci pocztówki i naklejki



Prospekty są identyczne jak we Francji (podobnie jak w Lichtensteinie otrzymamy wersje szwajcarskie). Pamiątką na nich jest jedynie pieczątka dealera z Monte Carlo





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz